z archiwum MUWIT.pl
Kożlaki, paltraki, holendry - Kraina wiatraków
Najstarszą, a zarazem najliczniejszą grupę wiatraków stanowią koźlaki. Nazwa pochodzi od nieruchomej podstawy, zwanej kozłem, na której wznosiła się cała konstrukcja. Pozwalała ona na obrót wiatraka w kierunku wiejącego wiatru przy pomocy specjalnego dyszla. Obrót następował z użyciem siły „kilku chłopa” lub zaprzęgając doń konia. Zasadniczo konstrukcja koźlaków przetrwała bez zmian aż do schyłku XIX wieku.
W inny sposób obracano skrzydła w kierunku wiatru w wiatrakach typu holenderskiego, zwanego po prostu „holendrami”. Pojawiły się one na ziemiach polskich wraz z osadnikami z terenu Niderlandów. Tutaj podstawa była nieruchoma, najczęściej murowana, a obracano samą „czapę” ze skrzydłami. Tego rodzaju wiatraki najczęściej można jeszcze spotkać na Pomorzu i tam też stosunkowo często trafia się na murowane podstawy stojące samotnie gdzieś w polu.
Z notatnika krajoznawcy >>
z archiwum MUWIT.pl
Konstrukcje - jak to się trzyma?
Zacznijmy od tego co widać od pierwszego rzutu oka: kształtu (planu budynku), konstrukcji, czyli wyjaśnienia na jakiej zasadzie budynek przed nami stoi. W kolejnych artykułach (które nigdy nie powstały, pojawią się informacje dotyczące poszczególnych obiektów (jak cerkwie, kościoły, dwory i dzwonnice), jak również szczegóły dotyczące zdobienia i wyposażenia.
W architekturze sakralnej plan budynku ma znaczenie symboliczne. Dzwonnice jako budynek użyteczności, nie będący miejscem świętym, wymyka się tym zasadom. Z przyczyn praktycznych są budowane najczęściej na planie kwadratu (dzwonnica w Skale) lub rzadko prostokąta (dzwonnica w Tenczynku).
z archiwum MUWIT.pl
Attyka - nie tylko stolica
Attyka – poza Atenami – była krajem rolniczym. Ale tuż obok rozciągało się morze z jego nieprzebranymi bogactwami. We wschodniej części Attyki leżało bogate w kopaliny i przemysłowe Lawrio oraz ważne kultowo i strategiczne, morskie Sunion. Już w starożytności, większa część ludności Attyki żyła z morza, przemysłu i handlu.
Lista UNESCO w Attyce obejmuje nie tylko obiekty na liście "prawidłowej", ale również na liście oczekujących. Oczekują, bo najczęściej są to wpisy wspólne (oiektów w różnej lokalizacji) i kłopoty proceduralne wymagają czasu. Nie zmienia to faktu, że są "bez formalności" są tak samo warte odwiedzenia. Jako, że są to wpisy wspólne (z terytorium Grecji, a czasem i spoza niej), dołożyłam starań, by w dziale "region" były tylko te, które faktycznie i fizycznie są w danym regionie. Mnie to ułatwia zwiedzanie, mam nadzieję, że Wam też.
z archiwum MUWIT.pl
Gonty i szalunki
Tajemnicą mistrzów gonciarstwa był odpowiedni dobór drzewa. Gonty robi się bowiem
z drzewa jodłowego, gdyż przede wszystkim nie ma kanałów żywicznych, dzięki czemu po
wysuszeniu nie powstają dziury. Gonty wyrabiano w lesie, bezpośrednio po ścięciu
drzewa. Drzewo powinno być jeszcze mokre. Najważniejsza w pracy gonciarza była
dokładność- poprawek dokonywano ośnikiem, a rowek, czyli wpust, robiono specjalnym
dłutem. Dzisiejsze gonty robione są z suchej tarcicy, dlatego nie mają żywotności gontów
robionych metodą tradycyjną.
W przypadku piwniczek wpuszczanych w ziemię (częste na terenach Łemkowszczyzny), cała piwnica była zrobiona z kamienia (była posadowiona w ziemi), jedynie dach był drewniany. Często też budynki stawiane były bez podmurówki, na solidnych kamiennych podwalinach (tzw. PECKACH) - posadowienie "na peckach" powodowało "zawieszenie budynku" nad ziemią, izolowało od wilgoci i innych "przyziemnych" problemów.- tak stawiano budynki lekkie, mniej ważne dla społeczności oraz w założeniu krótkotrwałe: spichlerze, szałasy, szopy czy domy biedoty. Skoro już wiemy jak obiekty drewniane są skonstruowane, przypatrzmy się jak są posadowione na ziemi. Tu sprawa jest dużo mniej skomplikowana. W przeważającej ilości przypadków budynki posadawiano na podmurówkach (najczęściej kamiennych, dostępnych w danym regionie. Często w opisach znajduje się zdanie "na podmurówce z kamienia polnego"- czyli - po prostu - najpowszechniejszego w danym miejscu).
Drewniane konstrukcje - Artykuł nr 3 >>
Drewniane konstrukcje - artykuły >>
z archiwum MUWIT.pl
Wrocław - miasto na wodzie
W
rocław to eklektyzm w czystej postaci... Tak, jest piękny.
Ale nawet dwie czarownice nie są w stanie zrobić tak, zeby można było uznać Rynek za "stare miasto". Może i dobrze, bo Wrocław to miasto żywe. Bardzo żywe.
A krasnali jest już...
A policzcie sobie...
Stolicą Dolnego Śląska jest bezwzględnie Wrocław - miasto położone na wodzie. Przez miasto przepływa 5 rzek większych: Odra i 4 jej dopływy, które zasilają ją w granicach miasta: Bystrzyca, Oława, Ślęża i Widawa. Przed II wojną światową w mieście istniały (licząc według obowiązujących wówczas niemieckich kryteriów definiujących budowle drogowe) 303 mosty. Obecnie wszystkie przedwojenne mosty, które uległy zniszczeniu podczas oblężenia w roku 1945 zostały odbudowane, powstało też kilka całkiem nowych, również powierzchnia miasta wzrosła ze 175,1 km2 do 292,8 km2.
z archiwum MUWIT.pl
Dorzecze Popradu
Skoro siostra mówi "ej, pojedźmy na Niemcową". To po prostu wsiadasz i jedziesz :) Co prawda, auto jest niewielką Pandą, a Niemcowa (chatka studencka z dawnych czasów) jest już zamknięta).
Zdjęć z objazdu pogranicza będzie więcej, tylko dajcie mi trochę czasu :)
Bo to nie tylko cerkiew w Dubnem, ale i Leluchów, Powroźnik (tak UNESCO się kłania), cerkwie w Muszynie Złockie i Miliku... Ale też ruiny zamku Plavec (na Słowacji), i kirkut (cmentarz żydowski w Plavnicy). No i przejazd terenową Pandzią przez przełęcz nad Sulinem. (tu objawiła się moja nieznajomość słowackiego, która twierdziła, że Sedlo to wieś, a nie przełęcz...).
I wydaje mi się, że efektem tego objazdu jest właśnie rezygnacja z MUWITu jako witryny krajoznawczej. Obfitość materiałów mnie przerosła po prostu. Bo wypadałoby wspomnieć o fenomenalnym wyprazanym syrze w barze u Ditricha (Mnisek nad Popradom), wielkiej łani, która stała przy drodze (niegdyś drodze przelotowej na Węgry, gdzie jeździły TIRy). O fenomenalnym domku "Pod Kamiennym Groniem", gdzie nocowałyśmy. I o dziwnym słowackim zwyczaju, zamkniętych restauracji w sezonie (w niedzielę około 18.00). Przynajmniej tyle, że zamknięte były z widokiem na skansen i zamek w Starej Lubovni...
z archiwum MUWIT.pl
Przewodniki 50 PLUS
Nadrzędny cel projekciku to "zobaczyć co w okolicy". Nie zważając na granice województw, czy powiatów.
teksty pochodzą w dużej mierze "z internetów" - najczęściej z linkami do źródła. Ale nie tylko do źródła - niektóre rzeczy są naprawdę wyśmienicie opracowane w sieci.
Promień 50 km jest za duży dla piechura, dobry dla rowerzystów i posiadaczy czterech kółek. Niektóre przewodniki mają promień mniejszy - jak np. te w Bieszczadach. Niedawno połączyłam Gdańsk z Zakopcem. Zapraszam do odkrywania Polski.
Łowicz (Łódzkie) >>
Malbork (Pomorskie) - UNESCO >>
Krynica (Małopolskie) >>
Mapa przewodników PLUS >>
z archiwum MUWIT.pl
Żuławy, ach Żuławy...
Miałam niegdyś wielki plan... Marzyla mi się wycieczka na północ Polski - na tą deltę, niekoniecznie Nilu... do tych domów podcieniowych, do tego magicznego Gdańska i szlakiem latarni morskich. Z planów zostały mi przewodniki tematyczne - jakby ktoś miał podobne plany... to proszę uprzejmie - prawie gotowe. Braść i korzystać - póki te domy (drewniane, a jakże...) jeszcze stoją...
Szlak domów podcieniowych na Żuławach - przewodnik tematyczny PLUS >>
Zuławy i Powiśle - przewodnik regionalny PLUS >>
z archiwum MUWIT.pl
Architektura drewniana - słowo wstepne, acz ...
Tak. Popełniłam niegdyś kilka artykułów o tematyce drewnianej. Jestem drewnem kopnięta i wiem doskonale, że architektura drewniana różni się od murowanej, jak dzień od nocy... Napisałam te artykuly do szuflady, pod wpływem studiów na Akademii Dziedzictwa. Teraz je "uaktywniam", bo choć "w internetach" jest ponoć wszystko, na prawdę trzeba się naszukać, żeby znaleźć cokolwiek na temat architektury drewnianej. Temat jest już niemodny.
(Wtedy też nie było łatwo, ale łatwiej, gdyż Dni Dziedzictwa które organizowane są do dziś - za co niech cześć będzie i chwała !!!) dotyczyły między innymi wspomnianych drewniaków.
Odkopałam te artykuły i włożyłam "na bloga" - bo łatwiej :) Blog jest drewniany, bo świr mój ogromny jest. Przy czym - zaznaczyłam to co prawda, ale... - rysunki pochodzą z materiałów dydaktycznych. Zdjęcia - w dużej częsci moje (czyli "z archiwum MUWITu"). Ale niektóre są z wyżej wspomnianych internetów (z zaznaczeniem autora i zrodla, jeśli istnieje - źródło, nie autor:)
Architektura drewniana - słowem wstępu >>
Drewniane konstrukcje - artykuły >>
Szlak domów podcieniowych na Żuławach - przewodnik PLUS >>
z archiwum MUWIT.pl
Ateny i Akropol
Oglądane z pewnego dystansu – zarówno z powietrza jak i z morza – wydają się być współcześnie monolityczną, pozbawioną uroku pustynią betonowych domów, maksymalnie zajmujących właściwie każdą wolną przestrzeń, położoną przy wybrzeżu Zatoki Sarońskiej. Przy bliższym spotkaniu z grecką stolicą okazuje się, że każda dzielnica to osobna enklawa, rządząca się własnymi, wewnętrznymi prawami, rytmem dnia i zasadami życia. Goście przybywający do Aten po raz pierwszy mogą czuć się zakłopotani, zbici z tropu. Miasto ugina się pod ciężarem swego historyczno-kulturowego dziedzictwa, jakim częstowano i wciąż częstuje się Europę.
Widziany z dołu (z Plaki, Anafiotiki, czy nawet z Agory Ateńskiej) zapiera dech w piersiach. Jest symbolem Aten. I tego mu się odmówić nie da. Nie da się też zaprzeczyć, że na zboczach Akropolu znajdują się fenomenalne ruiny, które zwiedzający szybko przebiegają. Zatrzymują się przy teatrze Dionizosa, który znajduje się na liście UNESCO, wraz z innymi teatrami antycznymi. Niestety, w mojej prywatnej opinii jest to powiększona piaskownica, w której dzieci bawiły się kamyczkami. (tak, wiem, ze stoi za tymi kamyczkami, kupę historii i wiele lat. A nawet tysięcy lat. Nie zmienia to jednak faktu, że teatr w Epidauros, również znajdujący się na liście UNESCO, zapiera dech w piersiach, a tu.. no cóż, kupka kamieni.
Z notatnika krajoznawcy >>
z archiwum MUWIT.pl
© MUWIT.pl - co to oznacza:)
© MUWIT.pl - W czasach sprzed aplikacji... MUWIT robiłam ręcznie. W większości miejsc wówczas byłam i poszukiwałam miejsc ciekawych naokoło - trochę dla siebie, trochę dla innych. Idea się spodobała, do mojej skromnej osoby dołączył Karol, Wojan, Łukasz, Wonder... Muwit się "rozwijał", a ja każdą wolną chwilę spędzałam albo na wyszukiwaniu miejsc "trudno znajdywalnych", albo na "usprawnianiu" MUWITu. (próba automatyzacji mi nie wyszła - przyznaję z bólem.) W międzyczasie zmieniło się z przewodników 10plus, czyli tych dla piechurów bez szlaku, na 50 plus, bo wciąż chciałam pokryć przewodnikami całą Polskę. A posiadałam już Białą Strzałę, czyli Lanosa (samochód petarda).
Idea piękna, tylko nie-do-zrealizowania.
Potem świat się otworzył - nie tylko fizycznie (Unia, tanie linie itd) i przewodniki 10 plus powinny się nazywać 10 silnia plus... A na samym końcu podupadłam na zdrowiu i z podróży naokoło czegokolwiek zostały nici z pętelką. Zatem prawdą jest, że MUWIT-u, jako witryny krajoznawczej, już nie ma. Ale prawdą również jest, że nadal się w nim "babram". Bo żal mi tych materiałów nagromadzonych przez lata. Które są w delikatnym b... bałaganie.
Zatem oświadczam dobitnie - zgodnie z prawem o prawach autorskich. Teksty w zdecydowanej większości pochodzą "z internetów" - możliwości techniczne wykluczają każdorazowe podawanie źródła. Zdjęcia - tak samo. Choć w dużej części są z "naszego archiwum". Czyli źródło muwit.pl - oznacza, że "ktoś z nas" to zdjęcie zrobił. Jeśli jest "źródło: Wikipedia" - oznacza to, że pochodzi właśnie stamtąd. Przy czym - nie mam możliwości oznaczenia konkretnego autora. Inne materiały są z tak zamierzchłych czasów, w których nikt nie myślał o oznaczaniu praw autorskich, bo kazdy się cieszył, że jego zdjęcie / tekst znalazł uznanie. Nie mówię tu o zawodowcach, bo tych - starałam się oznaczać, bez względu na to, jakie aktualnie wymagania były.
A magiczny znaczek - © MUWIT.pl - jest po prostu ładnym zakończeniem strony. A nie wielkim oświadczaniem praw autorskich. MUWIT należy zatem traktować jako stronę niekomercyjną, prywatnie hobbystyczną i z wizją raczej na wydatki (serwer kosztuje :) niż na zyski). Jeżeli ktoś znalazł tu swoje materiały bez deklaracji autorskiej - proszę o wybaczenie. Materiałów jest za dużo, żebym mogła je zlokalizować i usunąć.
z archiwum MUWIT.pl
Tonę w książkach
W związku ze zmianą adresu zamieszkania przeniosłam (Panami z firmy przeprowadzkowej - przecież nie sama...). absolutnie wszystko. To był błąd - kolosalny. Zwłaszcza jeśli chodzi o książki.
Nauczono mnie, że książek się nie wyrzuca. Aktualnie zatem TONĘ w książkach.
Oprócz moich (około tysiąca), mam słowniki mojej babci (weź wyrzuć słownik techniczny języka angielskiego. Albo słownik medyczny angielsko-angielski - NIE UMIEM.). Postanowiłam zatem sprzedać, łamane przez, oddać. I tu nastąpił zonk.
Biblioteki od lat nie przyjmują książek wydanych przed... nie pamiętam. Ale dokładny rok jest mi i tak na grzyba, ponieważ książek wydanych PO magicznym roku "nie pamiętam", mam dosłownie kilkadziesiąt. I głównie są to reprinty (np. Galicja Orłowicza, czy Warszawa Jankowskiego. Reprint wydany przez fenomenalne wydawnictwo Libra PL). Zatem - biblioteki odpadają... Żeby sprzedać - czyli wystawić na jakiś portal - trzeba spisać. Rozpoczęłam zatem spisywanie. Zupełnie bez sensu.
Póki jeszcze są to książki typu Sienkiewicz z 1891 r, zjedzony przez mole, to można (choć bez sensu, bo okazało się, że taki "niezjedzony" egzemplarz, w sprzedaży jest za trzy złote - i to już w antykwariacie.) Załamałam się. No to postanowiłam oddać. Ale tak łatwo nie jest - założyłam bowiem, że ludzie biedni nie mają pieniążków na książki, a czytać by może i chcieli. Zadzwoniłam zatem do dwóch domów dla osób bez dachu nad głową - do takiego, powiedzmy, że ogólnego. I drugiego - dla mężczyzn. Bo w moim idealnym świecie - panowie bez domu, mogą mieć siły (a ciężar tych książek nie zmalał), mogą chcieć i mogą po prostu mieć życiowego pecha. W tym drugim domu odebrał zakonnik i z ogromną pogardą w głosie poinformował mnie "ale proszę Pani nie zbieramy książek, proszę oddać na makulaturę". Można się załamać?
No to znalazłam fundację, która zajmowała się bookcrossingiem. Modne słowo, - po prostu wymiana książek. Ale na bookcrossing ludzie się zapewne łapią, a na wymianę książek - nie. Okazało się, że fundacja została zamknięta jakiś czas temu. (to był ten boom na fundusze europejskie na projekty społeczne). Po fundacji zostało kilka biblioteczek plenerowych w różnym stanie i różnych miejscach. Jedną z nich widziałam fizycznie na Gołaśka. Taka niewielka szafeczka, paździerzowa w "ogrodzie społecznym" - zresztą bardzo ładnym. Z osiedlowych plotek dowiedziałam się, że ogrodem (i szafeczką) opiekują się dwie panie (albo jedna.)
Dziś poszłam na pewniaka, a tu - kolejny zonk - szafeczki nie ma. Zapytałam jakiś miłych ludzi, którzy powiedzieli, że... administracja rozebrała, bo "zagrażała". Dokładnie tego słowa użyli. Zagrażała... Oczywiście, że zagrażała, bo społeczeństwo, które czyta, zagraża... Przez chwilkę, krótką chwilkę, pomyślałam, że można tamtą szafkę zastąpić jakąś z odzysku. Mam taką na balkonie. Mieszkam na osiedlu, gdzie ludzie remontują - efekt? w śmieciach leżą stare regały, nowe regały, szafeczki lepsze gorsze. Idą do wyrzutu razem z burakami, papierem i innymi (zapoomnijcie o segregacji - MPO przyjeżdza jednym autem i na własne oczy widziałam, jak na tą samą pakę idą zmieszane, papier i plastik). Trudno mi jakoś uwierzyć, że w środku tej paki siedzi krasnoludek (albo inny system) rozdzielający groch od kapusty... Choć może powinnam uwierzyć. Nie wiem. Tu mam tylko obserwacje, żadnych danych.
No więc, przez sekund pięć, chciałam wymienić jedną szafkę na inną. Ale miły Pan dodał jeszcze, że gdyby była metalowa - taka specjalna to byłoby ok. Taka specjalna, metalowa (wg informacji ze strony projektu z UM, datowanego na rok bodaj 2020), kosztuje 14.000 zł. I nie jest ze złota. Przepraszam bardzo, ile??? Ano tyle, bo trzeba zezwolenia, koordynatora projektu etc.
Pomysł wymiany szafki sczezł. W efekcie załamałam się totalnie. Dalej tonę w książkach, na stronie Szyszkobara (którą tu zamieszczam - żebym nie zapomniała)- artysty krakowskiego - znalazłam fajną mapkę otwartych biblioteczek. Nie wiem czy one nadal istnieją, ale część z "książek do wyrzutu" zamierzam po drodze gdzieś, tam rozlokować. Może mi wróci chęć do życia i dzielenia się tym co mam.
PS. Zdjęcie ilustrujące - to wnętrze Synagogi na krakowskim Kazimierzu. To nie są moje książki :) Z tym że zdjęcie robione w 2002 roku, więc możliwe, ze teraz tych książek tez tam już nie ma.
© MUWIT.pl